Wino włoskie ma swojego wielkiego ambasadora w Polsce !

Opublikowano: czwartek, 28 styczeń 2016Wino włoskie ma swojego wielkiego ambasadora w Polsce !

30 sierpnia 2015 roku we włoskim magazynie Oggi ukazał się artykuł połączony z obszernym wywiadem, tóry przeprowadził słynny włoski dziennikarz Franco Ziliani piszący o kuchni i o winie z prezesem firmy Noma - Jerzym Kułakowskim.

Tutaj tekst oryginalny po włosku:

http://www.vinoalvino.org/blog/2015/08/10886.html

 

OGGI, 15 sierpnia 2015 

Z Gdańska z pasją, doświadczeniem i dużą miłością do,,Enotria tellus”… 

Kto czyta mój blog regularnie wie, że w ostatnich latach, pomimo trudności językowych (niemożliwych do zrozumienia i nauczenia się) dojrzewało we mnie szczególne zainteresowanie losami włoskiego wina w kraju, który nauczyłem się kochać i szanować nie tylko z tego powodu, że jest on ojczyzną Fryderyka Chopina, Witolda Lutosławskiego, zespołu Kroke, Anny Marii Jopek, bohaterów naszych czasów jak: Lech Wałęsa i Karol Wojtyła, męczenników jak Jerzy Popiełuszko, wielkich pisarzy jak Stanisław Lem, pianisty, którego uwielbiam, a który jest moim rówieśnikiem Krystiana Zimermana, niesamowitych reżyserów jak Andrzej Wajda i Krzysztof Kieślowski, poetów jak Wisława Szymborska i Czesław Miłosz oraz mistrzów piłki nożnej jak Zbigniew Boniek, którego miałem przyjemność poznać osobiście, braci dziennikarzy, jak np.: Marek Bieńczyk, ale również dlatego, że Polska jest pulsującym centrum naszej Europy. Jest częścią kultury i historii europejskiej.

Polska jest krajem cywilizowanym, nieustannie rozwijającym się, z produktem krajowym brutto, który nie jest w stagnacji albo spadku tak jak u nas, ale od lat rośnie. To kraj gdzie się inwestuje i wydaje na kulturę, a wino powoli, ale stopniowo rozprzestrzenia się, dając poznać się i zdobywając coraz więcej miłośników.

W ostatnich latach, po powrocie z kilku wizyt w pięknej Warszawie, gdzie już znam kilka osób, miałem ochotę opowiedzieć o moim doświadczeniu i znajomości z jednym z tych ambasadorów, którzy biorą na siebie ciężar edukowania, przekazując swoją fascynację  jakościowym winem włoskim, a nie tylko samą jego sprzedażą. Mówię o importerach, którzy wykazują fundamentalną rolę w promowaniu ,,trójkolorowego” nektaru Bachusa na ziemi,  która jest sercem Europy, tylko dwie godziny lotu z Bergamo, gdzie prawie czterdzieści milionów mieszkańców  wróciło do życia w wolności (mam na myśli bohaterskie doświadczenia „Solidarności” ) nie tracąc odwagi i wiary w niepodległość nawet w najciemniejszych latach komunistycznej dyktatury, przynależąc do bloku sowieckiego.

Dzisiaj, niestety nie mając możliwości spotkania się z nim osobiście, ponieważ pechowo dla mnie nie byłem jeszcze w Gdańsku (gdzie narodziła się Solidarność) nad Morzem Bałtyckim, chcę opowiedzieć wam za pomocą tego długiego wywiadu, historię nestora wśród importerów wina włoskiego na ziemi polskiej - Jerzego Kułakowskiego i jego firmy NOMA, która sprowadza i dystrybuuje na całą Polskę firmy takie jak: Zaccagnini z Abruzji, Costaripa z Valtenesi, Marisa Cuomo, Terredora z Kampanii, Ca Bolani Friuli, Bellavista Franciacorta, Cocci Grifoni z Marche, Aldo Conterno, Pio Cesare, Icardi z Piemontu, Castello di Querceto, Podere Mate z Toskanii, Monte Tondo z Veneto, Endrizzi, Maso Cantanghel i Casata Monfort z Trydentu, Carlo Pellegrino z Sycylii, Varvaglione i A-Mano z Apulii, Poderi dal Nespoli z Emilia Romagna oraz wielu innych…

Jerzy jest, co zrozumiecie po przeczytaniu wywiadu, osobą wyjątkową. W tym co mówi widać pasję (potwierdziło mi to wiele włoskich firm, z którymi Noma współpracuje), którą wkłada w pracę i jego miłość do Włoch. Świadczy o tym fakt tak istotny, iż muszę Was poprosić, abyście potraktowali go jako element główny, a nie drugoplanowy, że Jerzy chciał odpowiedzieć na wiele moich pytań nie po angielsku czy francusku, ale bezpośrednio po włosku. Otrzymałem włoski bardzo przyjemny, który musiałem tylko gdzieniegdzie skorygować, ale już oryginalny tekst odpowiedzi był bardzo zrozumiały.

Wierzę, że odpowiedzi i analizy, które Jerzy Kułakowski nam proponuje są bardzo interesujące i dają nam szeroką przestrzeń refleksji na temat całego świata wina włoskiego, który już jest zmęczony podążaniem za rynkami, których możliwości są znane, ale który często i to z własnej winy, zapomina o wspaniałej ziemi, bijącym sercu naszej Europy, jakim jest Polska.

Dziękuję Jerzy, do widzenia ...

Franco Ziliani

 

FZ: Krótka prezentacja. 

JK: Z wykształcenia jestem mgr inż. Elektroniki. W roku 1988 byłem jednym z 5-ciu założycieli firmy innowacyjno – wdrożeniowej Noma, która przez pierwszych 7 lat produkowała kalkulatory. Po 21 latach pracy zgodnej z wykształceniem, zdecydowałem się przenieść moje upodobania do wina na płaszczyznę biznesu. Zdecydowaliśmy się zainwestować zgromadzone środki w Nomie w import wina. Mówiąc pół żartem pół serio, uznaliśmy, ze w razie niepowodzenia przyjemniej będzie pozostać z kilkoma tysiącami niesprzedanych dobrych win, niż z kalkulatorami. 

FZ: Jak i kiedy wybrał Pan świat wina? 

JK: Jak wspomniałem wyżej, w roku 1995 zdecydowaliśmy się przekształcić naszą firmę z producenta kalkulatorów na importera win. Wybraliśmy Włochy, ponieważ nie baliśmy się trudnych zadań a takim była chęć przełamania ówczesnej dominacji win francuskich w Polsce. Było to tym trudniejsze, że mieszkam i żyję w Polsce, a to kraj znany z upodobań do piwa i mocnego alkoholu. Nie jestem fanem ani jednego ani drugiego. Tak się szczęśliwie ułożyło w moim życiu, że wino jest tym napojem, który dostarcza mi najwięcej przyjemności. W Italii odkryliśmy niewyczerpalne źródło możliwości, które zafascynowały nas niespotykaną gdzie indziej ilością uprawianych szczepów, zwielokrotnioną interpretacjami tysięcy producentów. 

FZ: Wina “Nowego Świata” są zwykle tańsze od europejskich. Czy myślał Pan kiedyś o tym, aby zrobić na nich biznes wprowadzając je do swojego portfolio? 

JK: Odnotowaliśmy w historii Nomy 3 letni okres sprowadzania wina z różnych regionów świata jak z RPA, Nowej Zelandii czy też Australii. To było dobre doświadczenie, które utwierdziło nas w przekonaniu, że najlepsze i najzdrowsze wina powstają na naszym Starym Kontynencie, a przy tym ich gama jest nieporównywalnie atrakcyjniejsza. Międzynarodowy standard uzupełniony co najwyżej kilkoma autochtonicznymi szczepami z którego korzysta Nowy Świat, to dla nas za mało i uznaliśmy, że szkoda byłoby się aż tak ograniczać. Doceniam wagę obowiązujących w Europie znacznie wyższych norm prawa dotyczących produkcji wina, szczególnie przez tych producentów, którzy nie chcą ulepszać natury. Od lat skupiamy się wyłącznie na winach włoskich. Wina się jada i najlepiej łączą się z kuchnią danego kraju. Dziś w Polsce na topie jest kuchnia śródziemnomorska, a króluje w niej kuchnia włoska. Nie mamy restauracji z kuchnią Nowego Świata, więc mimo pewnej uniwersalności win wolimy propagować te, które występują we Włoszech. Uważam, że szanująca się restauracja włoska powinna za główny cel postawić sobie edukowanie swoich klientów i pokazywać im najlepsze łączenia potraw z ich rodzimym winem.

 FZ: Jak zmieniła się znajomość wina i rynek winiarski w Polsce od kiedy rozpoczął Pan swoją działalność jako importer aż do dziś. 

JK: Z całą pewnością można powiedzieć, że wciąż jesteśmy jeszcze na początku drogi  prowadzącej do wykształcenia kultury picia wina. Nawyków utrwalonych przez lata nie daje się tak łatwo zmieniać. W kraju, gdzie rozpijano nas wódką, tanim owocowym „winem” i kiepskim piwem, sprzedaż prawdziwego dobrego wina ciągle raczkuje. Przez 20 lat, od kiedy zawodowo zajmuję się winem jego sprzedaż wzrosła z 1,7 do 2,7 litra na osobę. Dominuje piwo i mocny alkohol. Mam wrażenie, że jesteśmy genetycznie od niego uzależnieni. Sam go nie pijam, ale ktoś jednak podnosi tę niechlubną statystykę rocznego spożycia czystego alkoholu.

(…) „Opublikowany właśnie raport Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) może napawać nas niepokojem. Z analizy informacji na temat spożycia trunków we wszystkich 194 krajach członkowskich organizacji wynika, że na głowę Polaka przypada rocznie 12,5 litra czystego alkoholu, czyli dwukrotnie więcej niż światowa średnia (6,2 litra) i o połowę więcej niż mieszkaniec USA (9,2 litra).” (…) Ten wynik robi wrażenie, choć statystycznie liderami w piciu nie jesteśmy. Wyrażana w liczbach konsumpcja daje mieszkańcom kraju nad Wisłą miejsce mniej więcej w drugiej dziesiątce rozpitego rankingu: zarówno na świecie, jak i w Europie w tym najbardziej chłonnym na alkohol kontynencie. Pod względem ilości wypijanego czystego spirytusu wyprzedzają nas nie tylko zwycięzcy tej statystyki: Białorusini, Mołdawianie, Rosjanie (odpowiednio 17,5, 16,8 , 15,1 litra na głowę), ale także Czesi, czy Słowacy (po 13 litrów).

Odnotowany w ciągu ostatnich dwóch lat wzrost spożycia wina to głównie zasługa dużych sieci handlowych, które ceną i różnorodnością krajów pochodzenia mocno ze sobą rywalizują. Nie zawsze idzie to w parze z jakością wina, która może zniechęcać do kolejnych zakupów.  Mówiąc inaczej nazwa wina niekoniecznie podąża za jego jakością i nie zawsze ma ona cokolwiek wspólnego z prawdziwym winem. Nigdy nie zdecydował bym się na wprowadzenie takich win do mojej oferty. Dla mnie są to wina przemysłowe, takie wino-podobne, których z pewnością nie udałoby się ulokować na włoskim rynku. Na szczęście nie muszę ich kupować, ale uważam, że ich kiepska jakość niestety zniechęca raz zawiedzionych klientów do powtórnych zakupów, a tym samym nie pomaga promować kultury picia wina.

 FZ: Pomówmy o polskim konsumencie wina. Jaki rodzaj wina (białe, różowe, czerwone, musujące, słodkie) preferuje?

 JK: To zależy od pory roku. Jak jest zimno to pijemy wina czerwone, jak mamy gorące lato to rośnie zainteresowanie winami białymi. Tutaj nie odbiegamy od zwyczajów panujących w Europie. Warto jednak zauważyć, że ciepłych dni mamy zdecydowanie mniej niż kraje południa, a zimnych z kolei więcej. Wina różowe są w zdecydowanej mniejszości. Mam też wrażenie, że wciąż zdecydowana większość Polaków dokonuje bezpiecznego wyboru wina półwytrawnego. Nuta słodyczy w winie jest dla nich cechą pożądaną, nuta kwasowości zupełnie nie. Kwasowość kojarzona jest z „kwasem”. Jest sporo osób szukających win typu amabile, czy nawet  półsłodkich. Po wina musujące sięgamy najczęściej witając Nowy Rok, chociaż odnotowuję modę na Prosecco i to nie tylko latem.

 FZ: Które wina najłatwiej, a które najtrudniej zaproponować konsumentowi polskiemu? 

JK: Trochę odpowiedziałem na to już wcześniej. Oczywiście cena decyduje o sprzedaży, ale staramy się nawet wśród tańszych win poszukiwać tych o przyzwoitej jakości. Powoli do świadomości naszych klientów dociera fakt, że dobre wino nie może być bardzo tanim winem. Nawet producenci win w Polsce nie sprzedają ich tanio, mimo że nie ma w nich kosztów transportu. Oczywiście są rożni odbiorcy o różnym stopniu zasobności portfela. Kilka lat temu łatwiej można było znaleźć klientów na wina drogie takie jak Brunello, Barolo, dobre Toscany czy też Amarone. Dzisiaj jest wiele win, nie aż tak drogich, a chętnie kupowanych. Dobrym przykładem jest sukces na naszym rynku win ze szczepu Primitivo. Noma sprzedaje go w jedenastu wersjach od czterech producentów. Nuta słodyczy, dobra budowa ciała, czasami i wyższa zawartość alkoholu, połączona z przyjemnym aromatem wina to gwarancja sukcesu w sprzedaży. Dość trudno przyjmują się na naszym rynku wina autochtoniczne. Wprowadzenie ich do kart win w restauracjach napotyka na duże opory. Nieznane, trudne do wymówienia i zapamiętania nazwy win nie sprzyjają ich promowaniu. Tak jest choćby z winem Refosco dal Peduncolo Rosso, Ruche di Castiglione di Monferrato, Verdicchio dei Castelli di Jesi Classico Superiore. Sam zastanawiam się czy uda nam się wypromować pełne niezaprzeczalnego uroku, kobiece w charakterze wino Lacrima di Morro d’Alba. 

FZ: Działa Pan tylko w regionie nadbałtyckim, czy dystrybuuje Pan wino na całym terytorium Polski? Jakie róznice w rynkach i konsumentach występują pomiędzy różnymi regionami Polski? 

JK: Jesteśmy obecni na terytorium całego kraju poprzez naszych przedstawicieli działających w najważniejszych miastach. Nasze położenie nad morzem szczególnie korzystnie wpływa na pozyskiwanie nowych klientów. W czasie urlopu trudno nie spotkać się z naszą ofertą, gdyż szczególną troskę kierujemy z racji naszego usytuowania na restauracje zlokalizowane nad morzem, w naszym regionie. Po tylu latach działania jesteśmy na tyle dobrze znani w Polsce, że odwiedzający nasz region turyści często nie mogą sobie odmówić złożenia nam wizyty. Często pierwsze kroki kierują do naszej Enoteki, by dokonać zakupu dobrego wina na czas urlopu nad morzem.

Rynek warszawski jest może bardziej odmienny z uwagi na dominację na nim dużych firm winiarskich dążących do zmonopolizowania go umowami z restauratorami. W rzeczywistości cierpią na tym klienci, gdyż ciekawe wina jakie mają w swej ofercie mniejsi importerzy działający z wielką poszukiwawczą pasją nie mają szans na zaprezentowanie się w tych miejscach.

 

FZ: Cena wina, możliwie niewysoka to w dalszym ciągu element fundamentalny w osiągnięciu sukcesu w Polsce. Czy cena wpływa na pańskie wybory? 

JK: Cena zawsze bywa matką sukcesu, jednak gdybyśmy byli wyłącznie w nią zapatrzeni to mielibyśmy portfolio podobne do sklepowego. Rotacja wina w przypadku win tanich jest znacznie większa. Satysfakcję i to nie mała sprawia nam możliwość znajdowania na rynku włoskim mniej znanych a ciekawych win i przybliżania ich naszym klientom. Myślę, że tego oczekują nasi odbiorcy i za to nas cenią najbardziej. Dla nas najważniejszą cechą jest jakość wina, a dopiero później zastanawiamy się czy i za jaką cenę będziemy go w stanie oferować na rynku. 

FZ: Jakie były pierwsze winiarskie regiony Włoch, z którymi rozpoczął Pan współpracę?   

JK: Zaczynaliśmy od regionu Veneto, od producenta Paladin z Annone Veneto, z którym współpracujemy do dziś.  Lata obecności na Vinitaly, jak również spotkania z producentami organizowane przez konsorcja regionalne pozwoliły nam wybrać partnerów do współpracy. Jest kilka regionów, z którymi nie współpracujemy gdyż rynek gastronomiczny win z tych regionów nie poszukuje. 

FZ: Jak wybiera Pan wina do dystrybucji? Jakie są główne kryteria Pana wyborów? Czy jest to tylko pański gust czy argumentem jest również łatwość sprzedaży? 

JK: Lubię gdy wino mnie zaskakuje swoją urodą. Nie mniej ważne jest czy towarzyszy mu jakaś ciekawa historia z nim związana. Decydując się na współpracę z nowym producentem zwracam uwagę na sposób w jakim on opowiada o swoich winach. Tak, kieruję się własnymi odczuciami, które raczej mnie nie zawodzą. 

FZ: W swoich wyborach wspiera się kontaktami osobistymi z producentami włoskimi i wizytami w winnicach? Reasumując, jakie są Pana bezpośrednie doświadczenia związane z winem włoskim? 

JK: Kontakty bezpośrednie pozwalają lepiej zrozumieć wina i poznać ich producentów. Wizyty w kantynach sprzyjają w nawiązywaniu relacji istotnych do późniejszej współpracy. Uświadamiają też skalę trudności terenu na jakim zlokalizowane są winnice. Tylko wówczas możemy zauważyć z jaką pasją działają producenci. Próbowanie i ocenianie podobnych win pochodzących od różnych producentów, jest dobrą praktyką i okazją do dokonywania właściwych wyborów. 

FZ: Pomówmy o winach musujących. Widzę, że importuje Pan Prosecco, jak i wina zrobione metodą klasyczną. Czy polski konsument zna i orientuje się jakie są różnice między tymi dwiema bardzo odmiennymi metodami produkcji: Charmat/Martinotti i metodą szampańską? 

JK: Dla chcącego nic trudnego, jednak prawda jest taka, że stale musimy edukować kupujących wino i tłumaczyć im różnice wynikające z obu metod. Pamiętajmy, że nie wychowaliśmy się w kulturze winnej, więc sporo musimy się jeszcze uczyć. Uważam, że Polacy mało wiedzą na temat wina i najdrobniejsze rzeczy wymagają tłumaczenia. Pozytywne jest to, że słuchający spragnieni są tej wiedzy w nie mniejszym stopniu niż samego wina. 

FZ: Jak zapatrują się na wino młodzi Polacy? Wydaje się Panu, że są to klienci, którzy wiedzą mało o winie, czy przeciwnie widzi Pan u nich rosnące zainteresowanie tematem wina? 

JK: Młodzi jak zawsze nie maja dość pieniędzy, więc znacznie chętniej sięgają po piwo lub mocny alkohol, który jest znacznie tańszy od wina. Nie oznacza to, że nie ma pozytywnych informacji. Niczego nie można uogólniać, gdyż młodzi Polacy są różni. Coraz częściej na weselach pojawia się wino obok tradycyjnej wódki. W popularyzacji wina przeszkadza nam restrykcyjna ustawa o wychowaniu w trzeźwości. Wódka i wino traktowane są w polskim prawie i mediach na tych samych zasadach, zero przyzwolenia. Jedynie piwo korzysta z przywileju reklam, co istotnie wpływa na sprzedaż. Pisma branżowe raczej trafiają do osób z branży niż do ogółu odbiorców. W dobie wszechobecności internetu, dostęp do wiedzy jest nieograniczony, ale trzeba mieć tę chęć w sobie. Jest kilka portali specjalizujących się w tematyce wina. Organizowane są w kraju kursy edukacyjne o różnym stopniu zaawansowania, począwszy od kursów 20 godzinnych po znacznie bardziej ambitne mające certyfikat AIS. Obserwujemy już kolejne pokolenie naszych klientów. Istotna jest edukacja w domu. Jeżeli rodzice piją wino do posiłku, to dorosłe dzieci też potem przejmują te zwyczaje. 

FZ: Jak widzi Pan przyszłość win różowych w swoim kraju, win które odnoszą niesamowity sukces na całym świecie? 

JK: Mamy za krótkie lato, by można byłoby mówić o eksplozji zainteresowania się winami różowymi w Polsce. Znam jedno Cerasuolo od firmy Zaccagnini, które niezależnie od pór roku sprzedaje się dość dobrze. W tym przypadku zadecydowała jego ciekawa historia. Było ulubionym winem  Papieża Jana Pawła II i  kardynała Agostino Casarolli. W myśl zasady skoro smakowało im, a mieli z czego wybierać, to dlaczego i ja miałbym go nie spróbować. Znam też osoby, które szukają i kupują tylko wina różowe. 

FZ: Jak ocenia Pan przyszłość konsumpcji i znajomości wina włoskiego w Polsce? 

JK: Bardzo pozytywnie. Italia to jeden z ulubionych kierunków urlopowych dla Polaków. Nic bardziej nie przybliża wina jak turystyka i obserwowanie zwyczajów. Kuchnia włoska jest wszechobecna, więc pozycja wina włoskiego będzie też rosnąć. Dziś wyprzedzacie Francję i Hiszpanię. Mam nadzieję, ze kolejne podwojenie konsumpcji nie zajmie następnych 20 lat. Rynek wina rośnie w tempie 4-5% rocznie chociaż ostatnio jest to głównie zasługą zakupów dokonywanych w dużych sieciach handlowych. 

FZ: Jak idzie sprzedaż wina on-line w Polsce w/g Pana doświadczenia? 

JK: To wbrew pozorom trudny i złożony temat. Nasze restrykcyjne przepisy właściwie zabraniają takiej sprzedaży. W Polsce nie można sprzedawać alkoholu osobom nietrzeźwym, jak też nie mającym ukończonych 18 lat. Nie można tego zweryfikować on-line?  Druga sprawa to firmy sprzedające wyłącznie on-line są na zdecydowanie korzystniejszej pozycji od tych, które sprzedają również wina do restauracji. Nie muszą się one martwić tym, że restauratorów będzie oburzać pokazywanie cen po jakich oni nabywają wina. Restauratorzy nie chcą, by ich klienci mieli wgląd na ceny po jakich wina są dostarczane do restauracji. Z drugiej strony chciałoby się nagradzać bardziej klientów sklepu internetowego, gdyż są dla nas bardzo cenni, a ich zakupy nie generują dodatkowych kosztów. Nie musimy dostarczać im lodówek do wina, kieliszków, coolerów, otwieraczy i zamykaczy do wina, decanterów,  drukować kart win, szkolić w ciągu roku kilkakrotnie kelnerów itd. To wszystko kosztuje i wpływa na cenę winą. Polacy jednak bardzo chętnie kupują wino on-line, a my z nadzieją czekamy na pozytywne zmiany w przepisach. 

FZ: Co mogą zrobić producenci, konsorcja  i ludzi związani z branżą winiarską, aby sprzedaż włoskiego wina w Polsce była wyższa? 

JK: Działamy głównie na rynku restauracyjnym. Pozyskanie nowej restauracji do współpracy to zadanie bardzo trudne. Nie wystarczy dobre wino, trzeba umieć przekonać restauratora do współpracy z nami jakością świadczonych usług. Dlatego wsparcie od producentów jest niezbędne. Potrzebne są materiały promocyjne, jak i wina na szkolenia i degustacje. Odnoszę wrażenie, że producenci nie zauważają naszych wysiłków, a tym samym całkiem niemałych kosztów związanych z wprowadzaniem ich win do kart w restauracjach. To my kupujemy witryny chłodnicze do białego i czerwonego wina, drukujemy karty win, szkolimy personel kelnerski, który zmienia się bardzo często. To na nas ciąży kupowanie kieliszków, coolerów i dostarczanie win na degustacje.  Czasami dostajemy korkociągi i inne drobiazgi, ale nie jest to normą. Francuzi ulokowali swoje Champagne w restauracjach oferując darmowe dostawy na Nowy Rok. Dzięki temu ich wina musujące są przez cały rok obecne w kartach. Żaden z producentów Franciacorta, bądź Prosecco nie odpowiedział pozytywnie na taką propozycję. Moi pracownicy zajmujący się sprzedażą wina jak i ja również, nie jesteśmy kadrą wyszkolonych sommelierów, łączy nas zamiłowanie do wina i doświadczenie zdobywane latami pracy. Kto lepiej jak nie enolog zna swoje wina.  On ma ich kilka bądź kilkanaście my ponad trzysta. Z trudem uzyskujemy ciekawe opisy win. W większości są one bardzo lakoniczne, by nie powiedzieć uniwersalne. Nasi klienci chcą wiedzieć o winach znacznie więcej. Chciałbym, by enolodzy swoją wiedzę o danym winie i jego roczniku opisywali tak jak by to wino samo o sobie opowiadało, gdyby tylko umiało mówić. Oczekuję też wsparcia, by w większym zakresie nasi producenci partycypowali w szkoleniu wybranych przez nas najlepszych kelnerów, umożliwiając im krótkie pobyty u siebie. Przyjadą po wiedzę, a wrócą jako ambasadorowie ich firm w swoich restauracjach i nie tylko. 

FZ: Które włoskie wino w/g Pana osobistego punktu widzenia i gustu dostarczyło Panu najwięcej emocji? 

JK: Mam kilka wspomnień i zastanawiam się dlaczego w większości przychodzą mi na myśl wina białe. Może stąd to zaskoczenie, że stale czytałem i słyszałem, że Włochy słyną przede wszystkim z win czerwonych. Pierwszym takim winem było Pafoj Bianco, Sauvignon -  Chardonnay, Monferrato DOC 2000 od Claudio Icardiego, którego poznałem na Vinitaly 2001. Nie mogłem wprost uwierzyć, że tak masywne i pełne intensywnego aromatu mogą być białe wina. Jego oleistość w kieliszku mam przed oczyma do dziś. Później zafascynował mnie Bussiador, Chardonnay od Aldo Conterno, cudownie wysmakowane z minuty na minutę ukazujące inną twarz. Nie pamiętam drugiego, które tak pięknie przez prawie 20 minut rozwijało się na moich oczach.  Urzekło mnie spotkaniem z winem Percorino od Guido Cocci Grifoni. Tutaj nie mała rolę odegrało poznanie samego właściciela, jego odkrywczej pasji i historii wina opowiedzianej w towarzystwie jego dwóch uroczych córek. Wino to też mam stale w swej ofercie.  By nie pozostać wyłącznie przy białych winach, wspominam jeszcze spotkanie z Panem Pietro Palmucci z Fattoria Poggio di Sotto (dziś już w innych rękach). Jego Rosso di Montalcino górowało nad niejednym Brunello, a  mistrzowskie Brunello było dla mnie bezkonkurencyjne (fuori della classe). Lubię Mantusa, Merlot, Sant’ Antimo DOC 2010 od  Ferenza Mate. Pamiętam jak porównując w tym samym roczniku 2004 Pertrę od Petry z Sasicaią nie mogłem wprost uwierzyć, że tak mało się mówi o tej pierwszej w porównaniu z tą drugą.  

FZ: Które wina włoskie kocha Pan najbardziej i jakim winom wróży Pan sukces sprzedażowy na polskim rynku? 

JK: Ostatnimi laty bliższe jest mi wino białe, niż czerwone. Miała na to wpływ zmiana moich kulinarnych przyzwyczajeń. Kiedy odkrywam nowe nie znane mi wcześniej wino, to częściej gości na moim stole. Od roku takim winem jest Pagadebit od Poderi dal Nespoli. Niezmienną sympatią darzę wina: Colle Vechio Peccorino od Cocci Grifoni, Turranio, Sauvignon Bianco od Bosco del Merlo, Pinot Grigio Ramato od Flaibani, Pafoj Bianco od Claudio Icardi, Insolia od Feudo Principi di Butera, czy też ostatnio Pievecroce od Costaripa. Z czerwonych lubię Montepulciano d’Abruzzo od Zaccagnini, Chianti da Vinci Riserva, Ruche di Castagnole Monferrato, Imprint Primitivo Appassito od A Mano, Barbera d’Alba od Pio Cesare, a szczególnie jej wersję Fides. Nie chcę przez to powiedzieć, że inne wielkie wina włoskie są mi obojętne, lecz starałem się wymienić te, które kupuję najczęściej. Patrząc na dynamikę sprzedaży cieszę się, że w naszej ofercie pojawiła się firma Poderi dal Nespoli z Reggio Emilia. Warto promować takie wina, bo są tego ze wszech miar warte.